piątek, 27 marca 2015

Pachnące ziołami ciasto kalafiorowe Yotama Ottolenghi

To ciasto jest po prostu obłędne. Moje smaki - kalafior, bazylia, rozmaryn, parmezan...
Warto zapamiętać ten przepis, przyda się w cieplejsze dni, bo ta potrawa rewelacyjnie nadaje się do kosza piknikowego. 




Ciasto kalafiorowe wg Yotama Ottolenghi

1/2 główki średniej wielkości kalafiora (około 450 g)
2 czerwone cebule
5 łyżek stołowych oliwy z oliwek
2 gałązki rozmarynu
7 jaj
15 g (pół kubka) posiekanych listków bazylii
120 g mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1/3 łyżeczki kurkumy
150 g grubo startego parmezanu
sól, pieprz (dałam cytrynowy)
masło do wysmarowania foremki
1 łyżeczka sezamu (w oryginale białego, dałam czarny)
1 łyżeczka czarnuszki


1. Rozgrzałam piekarnik do 200 stopni.

2. Kalafior podzieliłam na małe różyczki, włożyłam do osolonej wody i gotowałam aż zrobi się lekko miękki. Odcedziłam i pozostawiłam do wyschnięcia.

3. Jedną cebulę pokroiłam na okrągłe plastry. Drugą cebulę posiekałam grubo i podsmażyłam do miękkości na oliwie z oliwek z dodatkiem posiekanego rozmarynu. Odrobinę rozmarynu zachowałam do posypania ciasta z wierzchu.

4. Ostudzoną cebulę przełożyłam do dużej miski. Dodałam jajka i posiekaną bazylię, zmieszałam przy pomocy trzepaczki, po czym dodałam przesianą mąkę, proszek do pieczenia, kurkumę, parmezan, sól i sporo pieprzu. Zmieszałam wszystko porządnie, po czym delikatnie wprowadziłam w ciasto ugotowane różyczki kalafiora, starając się zbytnio ich nie rozgnieść.

5. Ottolenghi zaleca pieczenie ciasta w tortownicy - moje wszystkie tortownice służą obecnie jako podstawki do doniczek z sadzonkami, do pieczenia użyłam zatem mojego ukochanego garnka żeliwnego, wysmarowanego masłem i wysypanego czarnuszką zmieszaną z sezamem. W tym naczyniu ciasto gotowe było po pół godziny. W oryginale Yotam mówi o pieczeniu przez około 40 minut, gdy nakłuć ciasto nożem, powinien on pozostać suchy jeżeli danie jest gotowe.

6. Yotam proponuje by ciasto jeść w temperaturze pokojowej, bądź tylko trochę ciepłe. Za jego radą podałam je z posiekanym ogórkiem zielonym, z dodatkiem koperku i mięty, polanym dressingiem z octu winnego i oleju rzepakowego, z odrobiną cukru i soli.




czwartek, 26 marca 2015

Przemyt zdrowego - ciasteczka orkiszowo-owsiane z masłem orzechowym

Czy pisałam już, że moje dziecko żywi się głównie tostami z żółtym serem? Młodzian ma niestandardowe oprogramowanie i trochę nadwrażliwości sensorycznych, a ja jestem przeciwna zmuszaniu kogoś do jedzenia, zwłaszcza, że sama byłam niejadkiem w dzieciństwie. Cóż mi pozostaje, kombinować jak koń pod górkę w jaki sposób przemycać w tych kilku akceptowanych przez moje wyjątkowe dziecko potrawach, jak największą rozmaitość wartościowych produktów.
Oto zatem ciasteczka, które Jacon lubi - słodzone syropem z daktyli i miodem, z płatkami owsianymi i orzeszkami - na pewno zdrowsze niż takie z paczki.




Ciasteczka orkiszowo - owsiane z masłem orzechowym

50 g miękkiego masła
70 ml syropu z daktyli
3 łyżki miodu
200 g dobrej jakości masła orzechowego z kawałkami orzeszków
1 jajko
100 g mąki orkiszowej
100 g płatków owsianych błyskawicznych
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 łyzeczki soli

1. Masło dobrze utarłam razem z syropem daktyli i miodem, następnie dodałam jajko i porządnie wymieszałam.

2. Przesiałam mąkę z sodą oczyszczoną, wymieszałam z solą i płatkami owsianymi.

3. Połączyłam wszystkie składniki, suche z mokrymi.

4. Wykładałam łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piekłam około 12 minut (można ciut krócej, 10 minut, ciasteczka mają tendencję do szybkiego przypalania się) w piekarniku rozgrzanym do 170 stopni.





środa, 11 marca 2015

Pochwała prostoty - gnocchi z masłem czosnkowo - szałwiowym

Następny "pierwszy raz" za mną - tym razem pokusiłam się o samodzielne ulepienie autentycznych, włoskich gnocchi. Kształt jeszcze nie do końca taki jak trzeba, ale myślę, że następnym razem będzie lepiej;). 
Robiąc moje "noki" kierowałam się wskazówkami z książki "The Essentials of Classic Italian Cooking" Marcelli Hazan. Marcella podkreśla jak ważny jest wybór odpowiedniego gatunku ziemniaków. Znów zatęskniłam za Irlandią, gdzie w warzywniaku miałam wybór pomiędzy Red Rooster, Maris Piper, Desiree, King Edwards itd. itd. u nas niestety w sklepie sprzedają po prostu "ziemniaki"...Najlepiej zatem na lepienie gnocchi zdecydować się gdy trafią nam się odpowiednie ziemniaki - ani zbyt woskowe, ani zbyt mączne. Jeżeli ktoś ma wybór w swoim sklepie Desiree podobno są najlepsze. 
No i jeszcze kwestia jajka - Marcella utrzymuje, że żadna szanująca się włoska gospodyni z Veneto nie doda jajka do swoich gnocchi, bo utracą wtedy swą miękkość i delikatność, dodatek jajka sprawia, że ciasto łatwiej się obrabia ale i produkt końcowy jest lekko gumowy. Jeżeli jednak mamy nieodpowiednie ziemniaki, można dodać jajko i zrobić gnocchi alla parigina. 







































Gnocchi
(6 porcji)

675 g  ziemniaków
170g mąki
ja dodałam jeszcze sporą szczyptę gałki muszkatołowej

do polania: 50 g masła, 2 duże ząbki czosnku, garść liści szałwi




1. Ziemniaki ugotowałam w mundurkach. Ugotowane odcedziłam je i jeszcze ciepłe przecisnęłam przez praskę do ziemniaków.

2. Dodałam większość mąki do ziemniaków i wyrabiałam na gładkie ciasto. Nie da się określić, tak jak w przypadku makaronu, dokładnej co do grama receptury na dobre gnocchi - niektóre ziemniaki wchłaniają więcej mąki, niektóre mniej, dlatego najlepiej nie dodawać całości mąki od razu tylko dosypywać po trochę, aż uzyskamy ciasto miękkie, gładkie ale ciągle troszkę lepkie.

3. Oprószyłam blat mąką, podzieliłam ciasto na kilka porcji i uformowałam je na wałeczki o średnicy około 2.5 cm. Te wałeczki pokroiłam na kluski o grubości około 2 cm. 

4. Kluseczki formujemy przyciskając do widelca, o, w ten sposób:























5. Uformowane kluseczki gotowałam w lekko osolonej wodzie. Dobrym patentem na gotowanie gnocchi jest ugotowanie najpierw 2-3 kluseczek testowo - wrzucamy je do wrzącej wody i wyciągamy po 10 sekundach. Jeżeli w smaku czujemy mąkę należy do czasu gotowania dodać 2-3 sekundy, jeśli kluski zaczną się rozpadać trzeba gotowanie skrócić o 2-3 sekundy.

6.  Masło roztopiłam i lekko zbrązowiłam na nim czosnek razem z listkami szałwi, które powinny stać się lekko chrupkie. Ugotowane gnocchi polałam tak przygotowanym masłem + dodałam parmezan dla chętnych.


niedziela, 8 marca 2015

Idealny duet - babeczki czekoladowe z pomarańczową nutą

Ktokolwiek jadł Terry's Chocolate Orange wie, że czekolada i pomarańcze doskonale smakują w tandemie. Dziś miałam piec chocolate cupcakes, całe szczęście wpadła mi w ręce pomarańcza, która przeniosła smaczne, acz nudne nieco babeczki w zupełnie nowy wymiar.
Ciasto wykonałam wg przepisu Dorie Greenspan,  jej receptury są po prostu fail-safe - nigdy nie zawodzą, zawsze wychodzą.







































Babeczki czekoladowe z nutą pomarańczy

Ciasto:

250 g mąki
60 g kakao
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
225 g masła
300 g cukru
2 duże jajka
2 żółtka z dużych jajek
1 laska wanilii
250 ml maślanki
100 g czekolady 70% - roztopionej i przestudzonej

Krem:

200g czekolady 70%
250ml śmietanki kremówki
100 g cukru pudru
50 g masła
skórka otarta z jednej pomarańczy


1. Masło w temperaturze pokojowej utarłam w robocie kuchennym ustawionym na średnie obroty z cukrem, aż stało się puszyste. Suche składniki (mąka, proszek, soda, sól, kakao) przesiałam.

2. Jajka lekko roztrzepałam i dolewałam do masła po trochę, cały czas mieszając. Dodałam nasiona wyskrobane z laski wanilii.

3. Na najniższych obrotach wmieszałam połowę przesianych suchych składników do masy maślano-jajecznej. Dolałam maślankę, zmieszałam wszystko. Na koniec dołożyłam resztę suchych składników i mieszałam na średnich obrotach aż wszystko się dobrze połączyło.

4. Do ciasta dolałam przestudzoną, roztopioną w kąpieli wodnej czekoladę i zmieszałam wszystko drewnianą łyżką.

5. Piekłam w formie do muffinek, w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez około 20-25 minut, sprawdzając stan wypieczenia patyczkiem. Z podanej porcji można upiec +/- 24 babeczki.

6. Krem: Roztopiłam czekoladę w kąpieli wodnej, do roztopionej czekolady dodałam masło i mieszałam aż się rozpuści. Następnie dolałam kremówkę i porządnie wszystko zmieszałam. Przesiałam cukier puder do miski, dolałam do niego masę czekoladową i wymieszałam dokładnie. Do kremu dodałam utartą skórkę z pomarańczy. Krem wystudziłam przed nakładaniem na babeczki - gęstnieje gdy staje się chłodniejszy. 

7. Babeczki ozdabiałam kremem czekoladowo-pomarańczowym i paseczkami posiekanej skórki pomarańczowej.


sobota, 7 marca 2015

Kalarepka inaczej - placki warzywne

Na zakupach wpadła mi w ręce kalarepa. Jedną pożarłam tak jak lubię najbardziej - na surowo, pozostałe jednak pomyślałam, że zużytkuję w celach obiadowych. Z racji tego, że pogoda dziś była piękna i większość poranka spędziliśmy przekopując ziemię w ogródku pod przyszłe grządki, obiad musiał być szybki i niewymagający z mojej strony wielkiego zaangażowania, postawiłam więc na placki:). 



























Placki z kalarepką

2 kalarepy
4 średniej wielkości ziemniaki
1 średniej wielkości marchewka
1 cebula
1 duże jajko
1 czubata łyżka mąki
sól, pieprz
oliwa z oliwek,
2 ząbki czosnku
kubek jogurtu naturalnego
odrobina soku z cytryny
olej do smażenia


1. Warzywa starłam na tarce o małych oczkach, cebulę na tarce z okrągłymi oczkami. Wszystko wymieszałam razem i delikatnie odsączyłam na sicie.

2. Do odsączonej masy dodałam jajko, mąkę i przyprawy, wymieszałam wszystko i smażyłam na oleju rzepakowym do zbrązowienia placków.

3. Liście kalarepy pokroiłam z grubsza i zblanszowałam. Na oliwie z oliwek lekko podsmażyłam posiekany ząbek czosnku, podsmażyłam na niej przez chwilę liście kalarepy, posoliłam, popieprzyłam i wcisnęłam odrobinę soku z cytryny.

4. Zrobiłam sos jogurtowo-czosnkowy: do jogurtu dodałam łyżeczkę oliwy z oliwek, drobno posiekany ząbek czosnku, pieprz i sól

5. Placki podałam z liśćmi kalarepy i sosem.


piątek, 6 marca 2015

Zupa z pieczonym pasternakiem i marchewką

Za oknem szaro, buro i ponuro, wieje chłodny, przenikliwy wiatr. Ostatnie podrygi zimy przed zapowiadanym ociepleniem. W taką pogodę nic nie pobije miseczki gorącej, aromatycznej zupy - to takie prawdziwe comfort food, które rozgrzewa ciało i duszę:).
W Kukinarium dziś typowo zimowa jeszcze zupa z pieczonym pasternakiem i marchewką.




























Zupa z pieczonego pasternaku i marchewki

350 g pasternaku
125 g marchwi
2 łyżki oliwy z oliwek
1 l bulionu warzywnego
1/2 łyżeczki czarnuszki
szczypta kuminu,
szczypta nasion kardamonu,
1/2 łyżeczki nasion gorczycy
szczypta świeżo zmielonego pieprzu
pół łyżeczki masła


1. Pasternak z grubsza pokroiłam w podłóżne plastry, marchewke posiekałam w grube plasterki. Całość wymieszałam z oliwą, posypałam przyprawami rozgniecionymi w moździerzu i wyłożyłam na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Piekłam w temperaturze 200 stopni, aż warzywa zrobiły się miękkie i zaczęły lekko brązowieć.

2. Ugotowałam bulion warzywny. Upieczone korzenie pasternaku i marchwi włożyłam do zupy, zmiksowalam blenderem. Doprawiłam solą, pieprzem, dodałam pół łyżeczki masła.

3. Zupę podałam ze świeżym chlebem z chrupiącą skórką, posmarowanym masłem.







środa, 4 marca 2015

Wspomnienia z emigracji - scones z dżemem:)

Znów nostalgia kulinarna mnie ogarnęła i poczułam ogromną ochotę na to by pójść do kafejki przy IMMA (dla niewtajemniczonych to Irish Museum of Modern Art) gdzie serwują najlepsze scones jakie jadłam w mym nie takim już krótkim żywocie. Niestety z mojej podzielonogórskiej wsi do Kilmainham jest troszkę daleko, postanowiłam zatem dokonać emulacji wyżej wspomnianych "skonsów" w mojej własnej kuchni. Wypróbowałam już sporo przepisów, ten jednak stanowczo najbliższy jest mojemu ideałowi.































Scones

225 g mąki
50 g masła z lodówki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
25 g cukru
140 ml maślanki
szczypta soli
2 łyżki pełnego mleka

1. Mąkę przesiałam z proszkiem do pieczenia, sodą i szczyptą soli. 

2. Masło posiekałam w drobną kostkę, wmieszałam do mąki i rozcierałam chwilę palcami aż mąka zaczęła przypominać drobne okruchy. Nie przesadzamy w tym momencie z dokładnościa we wcieraniu masła - ważne w tych sconesach jest to aby nie "przepracować" ciasta, wtedy jest lżejsze, bardziej napowietrzone.

3. Wlałam maślankę i zmieszałam ciasto z grubsza za pomocą drewnianej szpatułki. 

4. Wyłożyłam zmieszaną masę na blat, zagniotłam 3-4 razy żeby powstała z niego kulka (nie ugniatamy więcej, bo przypominam znów, sconesy będą idealnym materiałem do wybijania okien sąsiadom).

5. Rękami rozprasowałam kulę ciasta na placek o grubości około 3 cm, wycięłam literatką sconesy i wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.

6. Wierzch sconesów posmarowałam mlekiem za pomocą pędzelka do ciasta.

7. Piekłam 12 minut w piekarniku uprzednio rozgrzanym do 200 stopni. 

8. Podałam z masłem i dżemem truskawkowym z miętą i pieprzem, który zrobiłam w wakacje. Nie ma lepszego śniadanka nad to:).









poniedziałek, 2 marca 2015

Wegańska tarta z pieczonym kalafiorem

Czasem flirtuję z przepisami wegańskimi, mimo iż tak na co dzień nie czuję się chyba jeszcze gotowa na porzucenie mojego ukochanego masła. 
W spiżarni czekał kalafior, a że znudził mi się dawno tradycyjny, gotowany, stwierdziłam, że przerobię go na tartę, taką na spodzie orkiszowo-orzechowym, z masą z kalafiora i karmelizowanej cebuli, zupełnie bez jaj i nabiału. Kalafior pieczony sam w sobie jest przepyszny - musiałam ogromną siłą woli powstrzymywać się od wyżerania z blaszki zanim dołożyłam go do tarty;). Spróbujcie!








































Tarta z pieczonym kalafiorem

Składniki na spód:

1/2 kubka płatków owsianych
1/2 kubka uprażonych orzechów włoskich
1 kubek mąki orkiszowej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki mleka sojowego (niesłodzonego, bez aromatów)
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki tahini
1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu


Wypełnienie tarty:

1 średniej wielkości kalafior
5 średnich cebul
1 ząbek czosnku
1/2 kubka mielonych migdałów
1 łyżeczka czarnuszki
3 łyżki oliwy z oliwek
3 łyżki oleju rzepakowego
1/2 łyżeczki kurkumy
1/2 kubka mleka sojowego (niesłodzonego, bez aromatów)
świeżo zmielony pieprz
otarta skórka z jednej cytryny
sól morska


1. Kalafior podzieliłam na różyczki, opłukałam, włożyłam do miski, polałam olejem, dodałam soli i potrząsnęłam miską tak aby kalafior pokrył się olejem. Wysypałam na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiłam do rozgrzanego na 180 stopni piekarnika na 30 minut, aż zaczął się brązowić. 

2. Tymczasem zmieliłam w blenderze orzechy i płatki owsiane, dodałam mąkę orkiszową, pieprz, sól i mokre składniki, dokładnie wszystko wymieszałam. Masa powinna trzymać się razem po zgniecieniu. Całość wgniotłam w posmarowaną oliwą blaszkę do tarty, podziurkowałam bazę widelcem i podpiekłam przez 15 minut w temperaturze 180 stopni.

3. Podsmażyłam na oleju rzepakowym posiekaną w piórka cebulę, dodałam do niej czarnuszkę. Oddzieliłam 1/4 upieczonego kalafiora - włożyłam razem ze skarmelizowaną cebulą do miski, dosypałam mielone migdały, kurkumę, mleko, posiekany ząbek czosnku, sól i zmiksowalam wszystko blenderem.

4. Wylałam masę na podpieczony spód tarty i rozprowadziłam ją (powinna mieć kremową konsystencję). Wyłożyłam resztę pieczonego kalafiora na wierzch, posypałam otartą skórką z uprzednio sparzonej i wyszorowanej cytryny. Wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 160 stopni na 1/2 godziny.

5. Po upieczeniu można posypać pietruszką i świeżymi ziołami.







niedziela, 1 marca 2015

Brioszki Dorie Greenspan

Przepis pochodzi z "Baking with Julia" mojej pieczeniowej guru Dorie Greenspan. Wymaga dobrego rozplanowania pracy, nie liczmy tutaj na instant gratification. Wysiłek jednak wynagradzają brioszki cudownie pulchne, lekkie jak piórko, rozpływające się w ustach o niesamowicie maślanym smaku. 



Brioszki z "Baking with Julia"

Składniki na rozczyn:

1/3 kubka ciepłego mleka
2 1/4 łyżeczki drożdży instant
1 duże jajko
2 kubki mąki

Składniki na ciasto:

1/3 kubka cukru
1 łyżeczka soli gruboziarnistej
4 jajka lekko rozbite w temperaturze pokojowej
1 1/2 kubka mąki
170 g masła w temperaturze pokojowej

1. Mleko, drożdże, jajo i 1 kubek mąki umieściłam w misie robota kuchennego. Delikatnie zmieszałam wszystko silikonową łopatką, do momentu aż wszystko się ze sobą połączyło.

2. Pozostałą mąką posypałam mieszaninę i odstawiłam rozczyn by odpoczął około 30-40 minut bez przykrycia.

3. Pęknięcia w pokrywającej rozczyn mące świadczą o tym, że proces przebiega pomyślnie.

4. Następnie dodałam cukier, sól, jajka i jeden kubek mąki do miski z rozczynem, umieściłam ją w robocie i ustawiłam wyrabianie hakiem na niskich obrotach. Robot mieszał przez około 1-2 minuty i jak tylko składniki lekko się ze sobą połączyły, dalej mieszając zaczęłam dosypywać po trochu 1/2 kubka mąki.

5. Kiedy ciasto wchłonęło mąkę zmieniłam ustawienia robota na średnie obroty i pozwoliłam się ciastu wyrabiać przez około 15 minut. Po tym czasie ciasto powinno zbić się w koherentną całość wokół haka miksera i "plaskać" o boki miski

6. Zanim dodałam masło, popracowałam nad nim tak by uzyskało konsystencję zbliżoną do naszego ciasta. Można je utłuc wałkiem albo rozetrzeć gałką - cokolwiek działa:). Ważne, że masło ma być gładkie, miękkie, ale nie na tyle roztopione by było tłuste i oleiste w dotyku.

7. Dodawałam po łyżce masła do misy robota nadal pracującego na średnich obrotach. W tym momencie możemy się przestraszyć gdy nasze piękne gładziutkie ciasto zacznie się nagle rozpadać i tracić konsystencję - bez obaw, należy kontynuować.

8. Kiedy całe masło zostanie dodane, podkręciłam obroty o ćwiartkę w górę i pozwoliłam się wyrabiać przez minutę, potem zmniejszyłam do średnich i dalej wyrabiałam przez około 5 minut. Co chwilę oskrobywałam boki misy robota tak by ciasto się równomiernie wyrabiało. Jeżeli po około 2-3 minutach ciasto nie zaczyna nabierać odpowiedniej konsystencji można dodać łyżkę mąki.

9. Po zakończeniu tego procesu, ciasto będzie gładkie ale nieco lepkie, może się lekko do ścianek misy.

10. Pierwsze wyrastanie: Przeniosłam ciasto do dużej wysmarowanej misy, przykryłam folią spożywczą i pozwoliłam wyrastać w temperaturze pokojowej przez około 2 1/2 godziny, dopóki ciasto nie podwoiło objętości.

11. Ciasto odpowietrzyłam unosząc brzegi lekko od spodu i pozwalając opaść do miski, powtarzając te czynność na całym obwodzie ciasta. 

12. Przykryłam ciasto w misce z powrotem folią spożywczą i odłożyłam do lodówki na noc - minimalnie ciasto powinno spędzić w lodówce 4-6 godzin. Powinno znowu podwoić swoją objętość.

13. Po tym długim schłodzeniu postanowiłam upiec brioszki w formie bułeczek. Podzieliłam ciasto na kulki, wyłożyłam na blachę pokrytą papierem do pieczenia, przykryłam folią i po raz ostatni pozostawiłam do wyrośnięcia aż bułeczki podwoiły objętość.

14. Posmarowałam za pomocą pędzelka brioszki rozmąconym jajkiem.Piekłam w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez około 30 minut.

Albańskie ciasto jogurtowe z aromatycznym syropem cytrynowym

Lubię ciasta nasączane syropem. To jest troszkę podobne do Lemon Drizzle Cake i kojarzy mi się z wyprawami na plac zabaw w dublińskim Phoenix Parku. W wiosenno-letnim sezonie kupowałam je zawsze z przyczepy serwującej pyszne domowe wypieki pod parkowym Visitor Center.
Tym razem moje ciasto jest adaptacją przepisu z leciwej już, bo wydanej w 1990 roku książki "Sundays at Moosewood Restaurant" wydanej przez Moosewood Collective - wegetariańskiej, etnicznej restauracji z Ithaki w Nowym Yorku. 
Jest to jedna z moich ulubionych książek kucharskich, mimo iż wizualnie wygląda blado na tle dziejszych bogato ilustrowanych wydawnictw. Eh...marzy mi się kiedyś wizyta w tej restauracji :).

Ciasto jest nieprzesadnie słodkie, wilgotne, bardzo aromatyczne dzięki przyprawom gotowanym w syropie. Miało być z orzechami włoskimi, jak w oryginalnym przepisie, ale ja - gapa - zapatrzyłam się w "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" i zapomniałam dosypać. Obwiniam Spielberga za tę gafę;).












Albańskie ciasto jogurtowe nasączane aromatycznym syropem cytrynowym

Składniki ciasta:

100 g miękkiego masła
50 g cukru
2 jajka lekko ubite
1/2 kubka jogurtu
1/2 kubka maślanki
250 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki cynamonu
skórka otarta z jednej cytryny
1 szklanka uprażonych podpieczonych orzechów (no, ja nie dałam, bo jestem gapa)

Syrop:

1/4 kubka wody
1 kubek cukru
1 laska cynamonu
sok wyciśnięty z 2 cytryn
6 goździków, 2 gwiazdki anyżu, 6 owoców kardamonu - rozgniecione w moździerzu


1.Włączyłam piekarnik i nastawiłam na 180 stopni. 

2. Utarłam masło z cukrem aż stało się białe i puszyste, wmieszałam rozbite lekko jajka

3. Zmieszałam razem jogurt z maślanką. Przesiałam razem suche składniki.

4. Zaczęłam dodawać suche składniki po trochę, na zmianę z jogurtem/maślanką, dopóki wszystko nie zostało dokładnie połączone. Następnie wmieszałam otartą skórkę z cytryny i niestety zapomniałam dodać orzechów;)

5. Wlałam ciasto do 25-centymetrowej foremki tortowej wyłożonej papierem do pieczenia i nasmarowanej masłem, i wstawiłam do rozgrzanego piekarnika. Ciasto piekłam około 30 minut, testując patyczkiem. 

6. Tymczasem zaczęłam przygotowywać syrop. Zmieszałam wszystkie składniki w rondelku i gotowałam na małym ogniu przez 15 minut.

7. Po upieczeniu ciasto zalałam syropem i wstawiłam do wyłączonego piekarnika na dodatkowe 10 minut.

8. Serwowałam na ciepło z odrobiną lodów pistacjowych, posypane posiekanymi migdałami.